hej

Pewnego razu, dawno dawno temu, babcia poszła do lasu, do wilka.

Wilk siedział w lesie i był strasznie zły.

Bo padało od rana i woda, poprzez dziurawy dach z gałęzi, kapała mu za kołnierz. Śledził właśnie zezem kropelkę deszczu turlającą mu się po nosie kiedy babcia nieostrożnym stąpnięciem złamała gałazkę, co w uszach wilka zabrzmiało niczym wystrzał armatni. Wstrząsnął się gwałtownie i nie zwracał już więcej uwagi na kropelkę, która owłosionym grzbietem stoczyła się mu do lewego nozdzrza. Następne wydarzenia potoczyły się lawinowo. Serce wilka zadygotało spazmatycznie usiłujac gwałtownie dostarczyć tlen do tkanek podczas gdy jego normalny dopływ został gwałtownie odcięty poprzez  wodę  zatykajacą nozdrza. Pysk wilka się rozdziawił usiłując udrożnić alternatywną drogę dostępu tlenu do organizmu. Ciśnienie krwi wzrosło, ślinianki zaczęły produkować wzmożone porcje śliny, co było fizjologiczną odpowiedzią organizmu na niespodziewany stres spowodowany nastąpieniem przez babcię na suchą gałazkę. Swoją drogą, chociaż padało już od tygodnia dziwny zbieg okoliczności w podszyciu lasu, na tym najniższym piętrze złożonego organizmu prastarej puszczy, spowodował suchość gałazki, nagły trzask pękającego drewna nastąpionego stopą, której osteoporoza nie była przecież obcą spowodował agonię wilka. Kudłate ciało się naprężyło, ślina zatkała tchawicę powodując gwałtowny napad kaszlu bezskutecznie próbujący usunąć przeszkodę z krtani. Skowyt ledwo się zaczął na tychmiast przeszedłw ledwo słyszalny, bo zatkany wydzieliną, charkot, którego przechodząca mimo babcia nie usłyszała bo była nieco przygłucha. Przez chwilę jeszcze pazury bezsilnie darły ziemię i wilk znieruchomiał. Promień słońca na chwilę przedarł się  poprzez szczeliną w chmurach rozświetlajac las tysięcznymi kolumnami światła pomiędzy pniami drzew parującymi wilgocią.

Babcia raźno szła naprzód, pogwizdując pod nosem cichutko, jak jej się wydawało. Dzikie leśne maliny obrodziły tego roku…

0 komentarzy